ski-touring

Trening na wysokim poziomie

Na poważne narciarskie tury w Alpach jeszcze zdecydowanie za wcześnie, czas za to najwyższy, żeby zacząć skiturowy trening. Gdzie jechać, żeby nałapać jak najwięcej czerwonych krwinek, porządnie się zmęczyć i rozchodzić na początku sezonu?

Kiedy na alpejskich szczytach za mało jeszcze śniegu, żeby wyruszyć w teren, bo odsłonięte szczeliny i wystające kamienie utrudniają sprawę, można wybrać się do któregoś z ośrodków narciarskich na austriackich lub włoskich lodowcach. Kilka wyjść w górę z ok. 1000-metrowym przewyższeniem, a do tego trochę rozjeżdżenia na stoku to dobry start sezonu. Dodatkową zaletą jest, jeśli już samo miejsce noclegu położone jest wysoko. Oprócz pewniejszych warunków śniegowych, dostajemy dodatkową porcję czerwonych krwinek i przydatną aklimatyzację. Trenuje tak coraz więcej osób, nie tylko zawodników, ale też amatorów, którzy chcą dobrze przygotować się do rozpoczynającej się zimy.

Włochy. Maso Corto

W tym roku moje rozpoczęcie sezonu przypadło na lodowiec Schnalstal (Val Senales) w Południowym Tyrolu. Przyjeżdżamy tu końcem listopada. Śniegu niewiele, ale mimo to skiturowy trening trwa na pełnych obrotach. Miejsce dobrze znane włoskim skialpinistom. Trenują tu zawodnicy, bo to jedno z nielicznych miejsc, gdzie we Włoszech można podziałać o tej porze roku.

Codziennie rano wyruszają dziarskim krokiem z hotelu na poranny trening w opływowych ubraniach i z ultralekkimi nartami, a my staramy się ich rozróżnić. Żartujemy, że włoskie kluby skialpinistyczne muszą mieć bardzo ostre kryteria naboru. Panowie 170 cm, drobni, identyczne fryzury i klubowe softshele. Panie odpowiednio 10 cm niższe, również drobne, obowiązkowo w skiturowych spódniczkach. Urosłeś wyższy? Nawet nie próbuj się tu załapać 🙂

Ośrodek również skąd inąd bardzo popularny wśród Polaków i mocno nastawiony na promocję wśród polskich klientów. Bazą tutaj jest, nie da się ukryć, nieco przerażający swoją wielkością i labiryntem korytarzy, kompleks Top Residence Kurz: część apartamentowa, połączona z dwoma częściami hotelowymi – Cristal i Zirn. To w zasadzie jedyna (poza małym hotelikiem przy wyciągu) baza noclegowa w Kurzas (Maso Corto), a jej olbrzymią zaletą jest położenie na wysokości ponad 2000 m, tuż przy wyciągach. O tym, że „nasi tu byli” już na wstępie świadczą plakaty z licznych imprez z udziałem polskich gwiazd showbiznesu. Ale jeśli nie wcelujemy w feryjny szczyt sezonu lub jedną z organizowanych imprez, można tu naprawdę intensywnie i spokojnie potrenować.

W Alpach skiturowców trenujących na trasach zjazdowych nikt nie goni (oczywiście tych podchodzących bokiem trasy). Narciarzy zjazdowych i skialpinistów jest tu mniej więcej 50/50. Co chwilę, jadąc w dół, można spotkać kogoś, kto drepcze (szybciej lub wolniej) z Maso Corto do górnej stacji kolejki Grawand na 3212 m n.p.m. (około 1000 metrów przewyższenia). Jeśli ktoś chce spędzić noc naprawdę wysoko, w stacji kolejki jest tu najwyżej położony w Europie hotel (nietani).

Na pierwszą, rozgrzewkową skiturę można wyruszyć powyżej schroniska Bella Vista. Start z ok. 2800 m, równolegle do wyciągu (nieczynnego na początku grudnia), potem wyżej na przełęcz i jeden z dwóch pobliskich szczytów: Egg (3217 m n.p.m.) i dalej Teufelsegg (3225 m n.p.m.). Pierwsze ekipy wyruszają też na najbliższy poważny trzytysięcznik (z lodowcowym podejściem i zjazdem) – Finailspitze (Punta di Finale, 3514 m n.p.m.). Niedaleko stąd 25 lat temu znaleziono słynnego Ötziego, człowieka z lodu. Cała wycieczka nie jest bardzo długa (ok. 700-800 m przewyższenia w górę i dwa razy taki zjazd). Podejście rozpoczyna się po zjeździe z górnej stacji do połowy, poniżej wyciągów orczykowych i ciągnie się długimi trawersami przez lodowiec powyżej ośrodka narciarskiego.

Na dalsze cele warto jeszcze trochę poczekać. Natomiast przyjeżdżając tu wczesną wiosną, mamy przed sobą cały wachlarz możliwości, jakie otwiera włoska strona Alp Ötztalskich. Można wybrać się wówczas na dłuższe tury na przykład na Langtauferer Spitze (3526 m n.p.m.), Similaun (3606 m n.p.m.), Weiskugel (3739 m n.p.m.) i pozostać po włoskiej lub przetrawersować na austriacką stronę.

Austria. Lodowiec Stubai

Wysokogórski trening na rozpoczęcie zimy można zrobić sobie też bliżej, w Austrii. W zasadzie na każdy austriacki lodowiec, przy dobrych warunkach można wyjść na fokach od parkingu, z ok. 900-1000-metrowym przewyższeniem, skrajem trasy do górnej stacji gondoli. Podobnie na lodowcu Stubai, gdzie 10-kilometrowa trasa Wilde Grub’n prowadzi niemal od samego parkingu do pośredniej stacji Gamsgarten. To dobre miejsce na rozgrzewkę, ale jeśli komuś zależy na oswojeniu się z wysokością i porządnym roztrenowaniu na początku sezonu, jest tutaj lepsze miejsce niż dziesiątki pensjonatów w dolinie Stubaital.

To schronisko Dresdner Hütte położone na 2308 m n.p.m., przy pośredniej stacji gondoli, a więc w centrum całego ośrodka. Foki nakleja się przy wejściu i w górę. Alpy Sztubajskie dają ogromne możliwości. Szczyty okolicznych trzytysięczników kuszą. Wilder Freiger, Zuckerhütl, Stubaier Wildspitze, Wilder Pfaff, Zuckerhütl czy Daunkogel. Jest w czym wybierać, ale w grudniu przeważnie jest jeszcze na to za wcześnie. Za to trasą można podejść na wysokość 3333 m n.p.m., do górnej stacji gondoli – ze schroniska ok. 1000 metrów przewyższenia, z samego dołu ponad 1600! Na lodowcu jest też kilka tras-wariantów, wyznaczonych, ale nie ratrakowanych, więc można dodatkowo poćwiczyć jazdę w terenie.

Więcej informacji:

Lodowiec Schnalstaler Glacier: http://www.schnalstal.com/en/glacier.html
Schronisko Bella Vista: http://www.schoeneaussicht.it/de
Hotel Grawand: http://www.grawand.com/en/
Lodowiec Stubaier Gletscher: https://www.stubaier-gletscher.com/
Schronisko Dresdner Hütte:  http://www.dresdnerhuette.at/

Dodaj komentarz