ski instruktor ski-touring

Jak dobrać sprzęt skiturowy?

Klasyczny dylemat każdego początkującego skiturowca: od czego zacząć sprzętowe zakupy? Jak dobrać sensowny zestaw? Na jakich nartach będzie się jeździć najlepiej? Zatem kilka podpowiedzi.

Zima zadomawia się coraz bardziej, więc nie ma już na co czekać. Czas najwyższy pomyśleć – jeśli ktoś nie zrobił tego jeszcze – na czym jeździć w tym sezonie.

Pożyczanie sprzętu skiturowego nie jest złym rozwiązaniem. Polecam to zawsze osobom, które dopiero rozpoczynają przygodę z tym sportem. Wypożyczalnie są coraz lepiej wyposażone, dzięki czemu na początku mamy szansę nie tylko sprawdzić, czy to sport dla nas i czy warto inwestować w swój sprzęt, ale też przetestować kilka kompletów. Wtedy już wiadomo, czego oczekujemy od swoich nart, a czego absolutnie nie chcemy.

Kiedy już podejmiesz decyzję, że ski-touring to jest to właśnie, co chcesz robić zimą, i chcesz robić to często, pożyczanie zaczyna być nie tylko drogie, ale i uciążliwe logistycznie. Przy planowaniu tury zawsze trzeba wkalkulować wizytę w wypożyczalni, dopasowanie sprzętu, więc nie zawsze możemy wyruszyć o której chcemy i skąd chcemy (co zwłaszcza zimą przy krótkim dniu czasem komplikuje plany).

Oczywista oczywistość: jak z każdym sprzętem sportowym, warto zacząć od przeszukiwania forów internetowych, grup na Facebooku, rozpytywania znajomych. Nowy sprzęt w dobrej cenie najłatwiej utrafić pod koniec sezonu, kiedy sklepy wyprzedają to, co zostało albo chwilę przed rozpoczęciem kolejnego, zanim do sklepów wjedzie kolekcja zimowa. Jednak w dobie aukcji internetowych na dobrą okazję można trafić i w środku sezonu. Sporo osób sprzedaje też używany sprzęt w niezłym stanie – na początek w zupełności wystarczy.

Buty to podstawa

Niekończącą się listę narciarskich zakupów (bo zawsze coś jeszcze się przyda) zdecydowanie należy zacząć od własnych, wygodnych butów. Wiem co mówię, bo na początku próbowałam chodzić zarówno w butach zjazdowych z porozpinanymi klamrami, jak i w rozczłapanych kapciach z wypożyczalni (teraz można pożyczyć zdecydowanie lepsze i nowsze modele). Można, ale po co się tak męczyć?! Dopiero w moich pierwszych własnych TLT zrozumiałam, jaki fajny jest ten sport! Nie ma w tym ani odrobiny przesady! Botki (czyli wewnętrzna, miękka część buta skiturowego) mają to do siebie, że pod wpływem ciepła można je dość mocno dopasować do kształtu stopy. To podstawowy argument za własnymi butami.

Na co zwrócić uwagę je kupując? Po pierwsze waga. To zresztą dotyczy całego sprzętu. Zawsze im lżej tym lepiej. Nie warto taszczyć na nogach dodatkowych kilogramów. To oczywiście przy założeniu, że interesują nas dłuższe wycieczki, a nie freetouring nieopodal wyciągów i jedynie krótkie podejścia.

Po drugie ruchomość cholewki, czyli kąt, o jaki but się wychyla, kiedy jest rozpięty do chodzenia. Im większy, tym będzie wygodniej, bo można pozwolić sobie na dłuższy krok. Jeśli but ma służyć do dłuższych wycieczek, minimum to ok. 40 stopni. Ja do takiego chodzenia używam butów z zakresem ruchu 60 stopni.

Kolejny istotny parametr to pochylenie cholewki buta gdy jest spięta w zjeździe. W większości butów skiturowych noga ułożona bardziej pionowo niż w butach zjazdowych (kąt pochylenia ok. 15-19 stopni). Niestety, coś za coś. Jest też trochę modeli, które swoją konstrukcją bardziej przypominają te zjazdowe (większe profilowanie cholewki, więcej klamer, nieco masywniejsza budowa) i są wygodniejsze w jeździe. Wtedy jednak płacimy wagą i mniejszą swobodą ruchu na podejściu.

Obecnie prawie wszystkie modele mają już z przodu wypustki pozwalające na wpięcie buta w wiązanie pinowe. Kupując starszy model warto to sprawdzić.

Operacja „Narty”

Od tego, co jest w sklepach łatwo dostać oczopląsu. Oprócz firm od dawna specjalizujących się w sprzęcie skiturowym jak Dynafit, Ski Trab czy Hagan, w zasadzie każda z marek narciarskich mocno w ostatnich sezonach poszła w skitour. Na wybór odpowiednich nart warto więc poświęcić dłuższą chwilę i posprawdzać różne możliwości. A jeśli dodatkowo nie chcemy wydać na sprzęt fortuny, szukanie wchodzi na wyższy poziom zaawansowania.

Podstawową rzeczą, nad którą zastawia się większość osób kupujących pierwsze nart skiturowe to długość. Niektórzy chcieliby zastosować gotowy szablon : „wzrost minus x centymetrów” czy jak się kiedyś dobierało zjazdówki: „do brody”. Nie jest to jednak takie proste. Długość nart dobieramy nie tylko do wzrostu, ale też wagi, stopnia zaawansowania czy preferowanej aktywność, czyli do czego narty mają nam głównie służyć.

Jeśli planujemy długie wycieczki skiturowe, a nie tylko przywyciągowe zjazdy z drobnymi podejściami, optymalna będzie narta trochę krótsza od wzrostu właściciela (żeby można było nią łatwo operować np. robiąc nawroty). Jednocześnie nie za krótka, żeby dobrze trzymała w zróżnicowanym terenie i śniegu. Ja przy wzroście 175 cm chodzę na nartach 168-170.

Około 5 do 10 cm mniej powinno się sprawdzić. Ale absolutnie nie jest to regułą. Jeśli ktoś słabo jeździ, może wybrać narty jeszcze trochę krótsze. Są też tacy, którzy preferują narty swojego wzrostu albo dłuższe. Wszystko zależy od tego, co komu spasuje.

Szerokość narty pod butem. To, obok długości, drugi podstawowy parametr. Kiedyś narty skiturowe były stosunkowo wąskie pod butem, teraz, porównując parametry nart, nie łatwo się na coś zdecydować – jest pełen przekrój. Znów zakładając, że narty mają służyć nam do różnorodnej turystyki, a podejść i zjazdów planujemy mniej więcej 50:50, proponuję wybrać deski, które pod butem mają między 80 a 90 mm.

Nie ma co dać się ponieść modzie na to, że „im szersze, tym lepsze”. Wielkie szerokie łopaty oczywiście są super w puchu, ale trzeba pamiętać, że w naszym lub alpejskim klimacie takich dni zdarzy się kilka w sezonie (jeśli w ogóle się zdarzą). Głównie będziemy się mierzyć z osiadłym albo zmrożonym śniegiem, czasem wredną szrenią i z nadzieją wyczekiwać wiosennych firnów. Narty muszą sobie radzić wszędzie!

Promień skrętu – to kolejna ważna rzecz i temat do niekończących się dyskusji, bo przekrój w nartach skiturowych jest ogromny, od niemal slalomowego promienia 13-14 metrów po grubo ponad 20. Żeby poza trasą jeździło się stabilnie, narta nie może nam się wyrywać, więc nieco dłuższy promień się sprawdza. Tym bardziej, że w terenie prowadzenie narty jest zupełnie inne niż na przygotowanym stoku. Częściej wykorzystywać będziemy skręt ślizgowy, rzadko można natomiast dać nartom pojechać, jak producent zaprojektował. Dla mnie optimum to około 17-18 metrów – nie za dużo, nie za mało. Ale znów reguły nie ma. Niektórym lepiej się jeździ na nartach z promieniem 22-23. Jeśli ktoś słabiej sobie radzi, można wybrać narty wzorowane na all-mountain, z promieniem skrętu ok. 14 i większym rockerem. Będą przyjaźniejsze, a przy mniejszych umiejętnościach raczej i tak nie będziemy celować w zamaszyste linie w stromym terenie.

To jak będą się zachowywać w terenie to wypadkowa także innych parametrów. Warto zwrócić uwagę na sztywność (sztywna narta jest bardziej wymagająca technicznie ale lepiej się zachowuje w trudnym śniegowo terenie) czy wielkość rockera (świetny w puchu, ale jeśli narty mają posłużyć też w mniej przyjemnych warunkach, dobrze żeby nie był przesadnie duży).

Do nart oczywiście odpowiednio docięte foki. Muszą być dobrane nie tylko do długości, ale i do szerokości. Zbyt wąskie foki spowodują, że narta nie będzie się dobrze trzymała w trawersach. Pod fokę może też wówczas dostawać się śnieg i powodować jej odklejanie.

Wiązania – lekkość górą

O wiązania skiturowe jeszcze do niedawna toczyły się boje na argumenty. Zwolennicy wiązań płytowych i pinowych przekonywali się wzajemnie do swoich racji. Firmy produkujące cięższe wiązania z płytą wskazywały na wady wiązań, w których but jest trzymany z przodu przez dwa bolce (piny). I vice versa. Jednak, gdy tylko Dynafitowi skończyła się licencja na wyłączność w produkcji, wiązania pinowe wypuściły natychmiast prawie wszystkie firmy. Coraz rzadziej spotyka się w użyciu toporne wiązania płytowe. Bezspornie wygrywa waga. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie dokładał sobie na podejściu kilogramowych obciążników na kostki, więc po co dokładać sobie zbędne gramy w wiązaniu (różnica to właśnie nawet kilogram na jednym wiązaniu)?

Skistop czy bez skistopa? To podstawowy dylemat przy wyborze wiązań. Znów chodzi o wagę. Najlżejsze wiązania (nie zawodnicze) bez skistopów a z drobną kosteczką, w którą wpina się tył buta to ok. 200-300 gram. Wiązania bardziej klasyczne z całym mechanizmem z tyłu i pełnym skistopem to ok. 500-600 gram. Tutaj akurat osobiście wolę wybrać opcję trochę cięższą ale pewniejszą. Jeśli decydujemy się na oszczędność w wadze, trzeba koniecznie pamiętać o lince zabezpieczającej łączącej but i wiązanie. Zgubienie narty w trudnym terenie może się bardzo źle skończyć.

Last but not least

Częsty błąd przy kompletowaniu zestawu skiturowego: „Harszle dokupię sobie w przyszłym sezonie”. Już przy pierwszej wycieczce w Tatrach może okazać się, że ta oszczędność zupełnie nie popłaca i wtedy z podkulonym ogonem szybki bieg do najbliższego sklepu.

Lepiej już na starcie oszczędzić sobie niespodzianek, obsuwania się na zmrożonym podejściu i kupując wiązania wyposażyć się od razu w pasujące do nich noże lodowe. To wydatek ok. 150 zł, ale warto dopłacić.

Dodaj komentarz