CZĘŚĆ 2 – PRZYGOTOWANIE. Strome ostatnio robi się modne. Coraz częściej, gdy mowa o narciarskiej wycieczce i zjazdach – jakby kalką z dysput wspinaczkowych – jako pierwsze pada pytanie „Ile to ma?”. Dopiero później możecie opowiadać o warunkach/ pogodzie/ wrażeniach. Jak więc wybierać cele i planować zjazdy? Jak oceniać skale trudności, potencjalne zagrożenia i przygotować się do wyjścia?
Trudno się dziwić. Narciarstwo wysokogórskie robi się popularne, a coraz więcej osób zdobywa wyższe stopnie wtajemniczenia i szuka nowych wyzwań. Im dalej w las (tu akurat powyżej lasu), tym te wyzwania, cele i pomysły ambitniejsze.
Każdy ma swój limit i dla każdego ten limit oznacza co innego – lęk przed ekspozycją, przełamanie się i oswojenie z nastromieniem, a czasem walka z własną głową i powstającymi w niej scenariuszami (wizja lądowania po nieudanym obskoku albo lotu w przepaść potrafią skutecznie zblokować, nawet jeśli umiejętności jest zapas). Rastislav Pet’o, który, wraz ze swoim bratem Miroslavem, odhacza najbardziej harde linie po południowej stronie Tatr, twierdzi pół żartem: „Zjazd jest ekstremalny wtedy, gdy człowiek nie może po nim zasnąć!” Dla niego takim wyzwaniem była linia na południowo-wschodniej ścianie Lodowego Szczytu, jedna z najtrudniejszych w Słowackich Tatrach, ale nigdzie nie jest powiedziane, że komu innemu takich emocji nie może zafundować zjazd z Rysów lub któryś z czerwonych wariantów z przewodnika Miro Pet’o.
No to po kolei.
Pisałam o tym, jak różnią się między sobą skale wycen zjazdów narciarskich. Jest ich kilka, a w Tatrach operujemy dwoma. W polskiej, z przewodnika Narciarstwo Wysokogórskie w Polskich Tatrach Wysokich (K. Życzkowski, J. Wala), zjazdy opisane są według 6-stopniowej skali (z plusami i minusami), co 4 stopnie nachylenia. Słowacka skala, według Miro Pet’o, oprócz stopnia nastromienia (np. S2, S4+), uwzględnia także osobne oznaczenie ekspozycji (np. E1, E2+). Jak podkreśla jej autor, ekspozycja potrafi zmienić stosunkowo łatwy zjazd w ambitne wyzwanie, dlatego zdecydował się na dwuskładnikowe oznaczenie zjazdów: „Zjazd nie musi być przesadnie stromy – może mieć 45° nachylenia, ale gdy pod tobą jest 200-metrowa ściana, upadek oznacza śmierć”. Wybierając zjazd zawsze bierzemy więc pod uwagę obie wyceny i ich wypadkową, a także własne ograniczenia. W obu przypadkach, oprócz cyfr, warto spojrzeć też na krótki opis, wskazujący kluczowe trudności i to, jak zjazd może się zmieniać w zależności od warunków – kiedy najlepiej w niego celować.
Najskuteczniejszym (i najbezpieczniejszym!) sposobem podejmowania coraz ambitniejszych wyzwań jest budowanie własnej piramidy trudnych zjazdów. Przyznają to zgodnie ci, którzy hardym cyfrom się nie kłaniają. „Po to w moim przewodniku są kolory zjazdów, żeby zaczynać od niebieskich, potem próbować czerwonych, a gdy już czujemy się bardzo pewnie, może zrobić coś czarnego. Przeskakiwanie tych etapów za szybko, co niestety obserwuję, może się naprawdę źle skończyć” – podkreśla Miro Pet’o. Oprócz „wyjeżdżenia” się na danym poziomie, warto te zjazdy różnicować – dobierać różne formacje: z dużym nachyleniem w wąskich żlebach albo szersze pola śnieżne ze znaczną ekspozycją czy trawersy na jedną nogę – żeby móc odnaleźć się w każdym terenie. „To proces, który odbywa się latami, nie w ciągu jednego czy dwóch sezonów ” – dodaje Miro.
Samo przystawianie się do obranego już celu, również ma kilka etapów. Wybór linii zjazdu przeważnie nam odpada – chyba, że eksplorujemy nowy teren, a nie jeździmy przewodnikowe klasyki, o co w Tatrach dość ciężko.
[su_quote]„O możliwości zjazdu na nartach zawsze decydują dwie rzeczy – nachylenie stoku i stan śniegu w danym momencie w danym miejscu” – słoweński skialpinista Davo Karničar.[/su_quote]
Po przestudiowaniu opisu zjazdu (wyceny, potencjalnych zagrożeń), najlepiej dokładnie pooglądać teren z dołu – zobaczyć z perspektywy przebieg linii, potencjalnie trudne miejsca, wyśnieżenie. Gdy już zaczniemy podchodzić tym terenem, będzie za późno na takie analizy, bo nie zobaczymy pełnego przebiegu zjazdu. „Z dołu widać, czy jest ciągłość śniegu. Później w praktyce, w trakcie podejścia, okazuje się, jaka jest jego jakość. Może to być gruba pokrywa albo cienka warstewka na skalnych płytach” – podkreśla Edward Lichota, skialpinista, z-ca naczelnika TOPR. Dlatego tak duże znaczenie ma podejście linią zjazdu (oczywiście, jeśli jest możliwe i sensowne).
Czego więc możemy się spodziewać (czy inaczej, co może pójść nie tak 😊)…
1. Zagrożenia związane z terenem i trudności techniczne
- Stromizna: Oczywista oczywistość – w stromym terenie będzie stromo > Co z tym zrobić? Kluczem do sukcesu jest pewność w wykonywaniu ewolucji, stabilna pozycja, wytrenowane obskoki.
- Ekspozycja: To z jednej strony trudność psychiczna, bo teren się nam „urywa”, ale też – albo przede wszystkim – poważne realne zagrożenie, bo skutki upadku mogą być dużo gorsze niż w przypadku „zamkniętego” żlebu > Co z tym zrobić? Najlepiej się nie przewracać 😉
- Eksponowane trawersy: Warto pamiętać, że w formacji typu zachód, śnieg układa się „do ściany” i wystramia teren; koniecznością jest zjazd „na jedną nogę” > Co z tym zrobić? Poćwiczyć balans, utrzymanie stabilnej pozycji, ale też skręty o zmiennym promieniu. Jeśli będzie miejsce na kręcenie, te „do ściany” będą dłuższe, a te „w przepaść” muszą być krótkie i czujne – nie może nas powieźć.
- Przewężenia: Brak miejsca do skrętu. > Co z tym zrobić? Tu ratunkiem przeważnie jest ześlizg, schodkowanie lub przełożenie nart ze zmianą kierunku, w ostateczności zdjęcie nart (w zależności od osobistego podejścia do czystości narciarskiego stylu 😉)
- Odsłonięte skały, skalne/ lodowe progi: Są takie, które da się pokonać na nartach, ale w większości przypadków konieczna jest dodatkowa asekuracja. > Co z tym zrobić? Jeśli decydujemy się na zjazd z takimi atrakcjami po drodze, konieczne jest bezbłędne posługiwanie się rakami, czekanem, znajomość linowych technik skialpinistycznych.
Do tego wszystkiego oczywiście musimy wziąć pod uwagę zmienne warunki śniegowe, bo jak doskonale wiadomo, parszywy śnieg jest w stanie zamienić piękny, łatwy zjazd w walkę o przetrwanie. Nie jest też żadnym odkryciem, że ten sam żleb wypchany po brzegi świeżym puchem i zabetonowany na gładko to dwa różne zjazdy.
2. Zagrożenia związane z pogodą i stanem śniegu
- Zagrożenie lawinowe: Zagrożeniem może być zbyt dużo, słabo związanego śniegu (zwłaszcza zimą, na początku sezonu skiturowego) albo zbyt miękki śnieg, przegrzany słońcem (późną wiosną)
- Wytapiane kamienie: Późną wiosną niebezpieczeństwo niosą wytapiane fragmenty skał (wcześniej w niskich temperaturach mocno przylodzone). Oprócz groźnego ryzyka obrywu, zjazd mogą uprzykrzyć wytopione kamienie na pokrywie śnieżnej (jeśli jest ich dużo i są sporej wielkości robią się naprawdę nieprzyjemnym problemem)
- Zbyt zmrożony teren, „beton”: To problem zwłaszcza wystaw północnych, zacienionych. Obskok na betonie to nie to samo, co obskok w miękkim śniegu, a skutki wywrotki lub uślizgnięcia się narty mogą być w tym wypadku fatalne.
- Zmienny, łapiący śnieg, nierówności terenu, „kalafiory” i inne twory: Dodatkowe „rozpraszacze”, wytrącające z równowagi i boleśnie przypominające o tym, że podstawą jest dobra stabilizacja 🙂
*Wszystkie cytaty pochodzą z moich wywiadów opublikowanych w Magazynie „Góry” („Góry. Górski Magazyn Sportowy” 1/2018, 2/2018)