Opisy wyrastających wprost z morza, majestatycznych szczytów Alp Sunnmøre nie są ani trochę przesadzone. Około 35-kilometrowy Hjørundfjord wdziera się między surowe i dzikie góry. To stąd startujemy na okoliczne wierzchołki.
Wypływamy z niewielkiego portu Brosundet w Ålesund. To jedno z najpiękniej położonych miast, jakie można sobie wyobrazić. Samo Ålesund – z uliczkami i secesyjnymi budynkami – zostało odbudowane niemal od zera (z norweską starannością) po tym, jak w 1904 r. miasto spaliło się w ogromnym pożarze.
Kolejnymi punktami na naszej trasie są porty w: Saebo, Urke, Oye, Bjorke i Orsta (ten ostatni w sąsiednim Vartdlasfjorden) – to z nich rozpoczynają się najciekawsze wycieczki w okolicy. Na zachodnim brzegu Hjørundfjordu leżą dwa klasyki Alp Sunnmøre – Kolastinden (1432 m) i Skarasalen (1543 m). Norwegowie podobno wciąż nie mogą się zdecydować, który z nich jest ważniejszy i bardziej malowniczy. Niewątpliwie jednak oba są ulubionym celem skiturowców.
Cały czas zastanawiamy się tylko, czy chodzą oni nocami czy może w czapkach-niewidkach. W sieci owszem dowody, w postaci relacji i zdjęć, są, a my nie spotkaliśmy prawie nikogo. Szczyty się zgadzały (chyba, że coś pomyliliśmy), miesiąc też (byliśmy na początku kwietnia, czyli rzekomo w jednym z najlepszych okresów na skitury w tym rejonie), pogoda piękna… a wokół pusto. Nie narzekaliśmy na to bynajmniej.
Skarasalen (1543 m)
Start: Saebo - Kvistadsaetra; Przewyższenie: ok. 1150-1250
Z portu w Saebo do miejscowości Kvistad i dalej górską drogą można podjechać autem (tak daleko, jak pozwoli śnieg). Startując z jachtu musieliśmy posiłkować się taksówką (nie jest to tania zabawa, ale nie różni się też bardzo cenowo od podwózek w Alpach). Z powrotem udało nam się złapać stopa (co było tym cenniejsze, że schodziliśmy w solidnym deszczu 😊).
Zaczynamy od długiego, łatwego podejścia doliną Kvistaddalen, a dalej odbijamy w lewo w kierunku Blahorndalen. Podchodzimy południowo-zachodnimi stokami do charakterystycznej przełęczy prowadzącej do doliny Lisje Skara. Stąd zostaje ostatnie 300 metrów dość stromą śnieżną granią (aż na sam szczyt idziemy na nartach; gdy góra jest bardzo wywiana i zmrożona mogą przydać się raki). Zjazd drogą podejścia. Można też zjechać doliną Lisje Skara i wrócić promem. Podobno ze szczytu są jedne z najpiękniejszych widoków w okolicy. Niestety, nie potwierdzę ani nie zaprzeczę – u nas było po prostu wszędzie biało.
Jeśli komuś brakuje przewyższenia na wykresie w zegarku, z przełęczy można wyjść jeszcze na położony po przeciwległej jej stronie szczyt Storhornet (1358 m).
Kolastinden (1432 m)
Start: Orsta - Standalhytta; Przewyższenie: ok. 1050 m
Startujemy przy schronisku Standalhytta (na wysokości ok. 400 m). Tu również konieczna jest podwózka z portu w miejscowości Orsta. Stąd zaczynamy łagodne podejście doliną Kvanndalen. Dopiero na ostatnim fragmencie robi się stromo – podchodzimy z północnej strony na wąską przełęcz (1130 m), wyprowadzającą do kotła lodowcowego u podnóża szczytu Kolastinden. Trawersujemy lodowiec w jego górnej części i docieramy do niewielkiego plateau, około 50 metrów pod szczytem. Ostatni kawałek lepiej pokonać w rakach. Na upartego można wynieść narty na grań szczytową, ale przyjemność ze zjazdu jest dość umiarkowana – kilka skrętów na stromym, nierównym, mocno rozdeptanym i miejscami przymrożonym stoku, w dodatku z niemałą ekspozycją.
Zjazd drogą podejścia lub bezpośrednio lodowcem w dół (my wybraliśmy ten drugi wariant). Obie drogi łączą się w dolinie.
Wycieczka na Kolastinden jest przepiękną krajobrazowo turą – z jednej strony mamy wielkie śnieżne połacie, których widok wywołuje lekkie zniecierpliwienie na podejściu (tak, jakby za godzinę ktoś miał nam je zabrać i moglibyśmy nie zdążyć), z drugiej góry i ocean po horyzont. Poza tym, w przeciwieństwie do niektórych norweskich wyryp, do pokonania mamy zaledwie ok. 1000 metrów w pionie, a narty zakładamy przy samochodzie, bez przygód w krzakach. Jeśli jeszcze – tak jak nam – trafi się lampa 100 procent, mamy idealną książkową skiturę.
Ze schroniska Standalhytta można atakować również inne okoliczne szczyty – Saetretind (1365 m) lub Fingeren (1288 m).
Storhornet (1600 m)
Start: Bjorke/ Grodås; Przewyższenie: 1600 m
Trzeba powiedzieć uczciwie – to wyrypa dla wytrwałych. Ale warto. Startujemy bezpośrednio z portu w miejscowości Bjorke i tu już nie da się nic oszukać – podjechać, skrócić dystans, wystartować wyżej. Trzeba pokonać całe 1600 m.
Pierwsze 500 to prawdziwa leśna przygoda. Podejście prowadzi kawałek wygodną stokówką, dalej szlak (podejście zgodne ze szlakiem letnim) odbija w las. Pierwszy fragment pokonujemy z nartami na plecach. Na ok. 300 m można założyć narty, ale do przejścia mamy jeszcze niezły tor przeszkód – krzaki, czasem powalone drzewo, a do tego nierówny zamrożony śnieg, który jeszcze poprzedniego popołudnia był mokrą breją – chyba wszyscy doskonale wiedzą, jaka to przyjemność.
Wreszcie wchodzimy do doliny Tverrelvdalen. Wokół ogromnego płaskiego terenu doliny i pokrytego śniegiem stawu Tyssevatnet, piętrzą się najstromsze tereny Alp Sunnmøre. Jest pięknie, biało i dziko.
Tyle, że do pokonania jeszcze ponad 800 metrów w pionie. Odbijamy na południowy-zachód w kierunku szczytu Storhornet. Ostatnie 400 metrów, przez lodowiec, w pełnym słońcu, robi się już nieco żmudne. Za plecami mamy wybitne szczyty Rokkekjerringa (1543 m), Hornindals (1529 m) i Kvitegga (1717). Sam wierzchołek Storhornet nie wygląda przy nich spektakularnie – duży, płaski teren, za to z przepięknymi widokami na wijące się w dole fiordy!
Przydatne informacje
Komunikaty lawinowe: www.varsom.no/en Mapa on-line: www.norgeskart.no oraz www.ut.no
Na miejscu kupiliśmy mapę papierową Hjørundfjorden (Norge-serien 10070). Niestety większość map w Norwegii jest w skali 1:50 000. Mimo, że szukaliśmy w kilku miejscach, nie udało nam się znaleźć dokładniejszej mapy tego rejonu.