Całe schronisko jest nasze. Przeważnie narciarze działają w tym rejonie z kolejki na Aiguille du Midi i po skończonej turze czy jeździe wracają do Chamonix. Czasem z tłumu narciarzy, przelewającego się codziennie przez Vallée Blanche, do Refuge du Requin (2516 m.) wpada ktoś na obiad czy piwo i pędzi dalej w dół do kolejki Montenvers. My zdecydowaliśmy się jednak pójść pod prąd: wyjechać na Montenvers z Chamonix i dojść lodowcem Mer de Glace do schroniska, żeby pierwszego dnia złapać trochę aklimatyzacji.
Podobnie, jak położone niżej letnie schronisko Envers, nasz Rekin, kiedyś budowany przy lodowcu, stoi teraz wysoko na skale, trochę jak latarnia nad wijącym się w dole Morzem Lodu. Schodząc z Montenvers na poziom lodowca, konsekwentnie rozbudowywanymi schodami, ogarnia przerażenie – jak bardzo cofnął się przez ostatnie sto lat. Dokładnie o 420 solidnych schodów!
Kiedy docieramy we francuskie Alpy śniegu jest mało. Dobre pół godziny targamy narty w górę lodowca, dopiero potem da się nakleić foki. Ostatni stromy odcinek do schroniska to przejście przez słynne seraki lodowca du Géant, nazwane Jadalnią („la Salle à Manger”). Zgodnie stwierdzamy, że nazwę mógł im nadać tylko jakiś wyjątkowy dowcipniś i miłośnik czarnego humoru, bo można tu ewentualnie zostać „zjedzonym” przez lodowiec i za jakiś czas wyplutym.
Jadalnia ma jednak inną historię. Nazwa pochodzi z czasów, kiedy lodowiec był dużo wyżej i miejsce (często pokryte dodatkowo grubą warstwą śniegu z lawin schodzących z Col du Plan) faktycznie było niezłe na krótki piknik. Dziś szerokie szczeliny powodują, że wejście do Jadalni jest często utrudnione. Podobnie wyjście ponad seraki. Miejsce absolutnie nie nadaje się, żeby się tu zatrzymywać. Poniżej niej wiążemy się liną. Słońce przygrzewa już mocno, więc mosty śnieżne coraz słabsze.
Układ potężnych seraków doskonale widać z tarasu schroniska Requin. Po przeciwległej stronie doliny możemy podziwiać poszarpaną grań Périades i jeden z naszych celów – tutejszy klasyk Brèche Puiseux.
Brèche Puiseux
Wysokość : 3432 m. Trudność : D (podejście D+ ; zjazd D- ) Przewyższenie: ok. 1050 m. podejścia; ok. 1850 m. zjazdu (do Montenvers); w dobrych warunkach śniegowych zjazd do Chamonix
Turę można zacząć na dwa sposoby – wyjeżdżając na Aiguille du Midi, skąd zjeżdża się do połowy Vallée Blanche, mijając seraki Jadalni prawym brzegiem lodowca. Potem odbicie w prawo na lodowiec Périades w kierunku Dent d’Hérens (Zęba Giganta). Teren jest mocno uszczeliniony i choć często widać zakosy z prawej strony, bezpieczniej jest trzymać się lewego brzegu. Zazwyczaj ten odcinek (ok. 700 m podejścia) pokonuje się na nartach, dopiero ostatnie 300 metrów żlebem trzeba podejść z nartami na plecach. My jednak trafiamy na takie betony, że decydujemy się na przejście całości w rakach. Cały czas towarzyszy nam majestatyczny Ząb.
Stromy kuluar (miejscami powyżej 45 stopni) prowadzi ukośnie w lewo aż na przełęcz. Na szczęście odpada kluczowa trudność na podejściu, czyli szczelina brzeżna lodowca, przez którą trzeba przedostać się wchodząc do żlebu. Jest solidnie przysypana przez lawinę, która jakiś czas temu wyjechała z kuluaru.
Z przełęczy nie da się bezpośrednio zjechać na nartach. Schodzimy około 50 metrów po zamontowanej tam na stałe linie. Można też podejść jakieś 40 metrów granią do drewnianego schronu bivouac des Périades i stamtąd zjechać na linie.
Niestety na grani kończy nam się pogoda i widoczność. Choć zapowiadane załamanie i tak potraktowało nas łagodnie, to strasznie szkoda zjazdu. W dobrych warunkach przez lodowce Mont Mallet i Leschaux prowadzi piękny, długi zjazd z widokiem na grań Grands Jorasses. Nas czeka raczej szukanie drogi pomiędzy potężnymi szczelinami tej lodowej krainy. Początkowo jedziemy lewą stroną, żeby na wysokości ok. 2500 m przetrawersować na drugi brzeg, omijając tym samym największe szczeliny. Grzecznie trzymamy się wskazówek chatara z Rekina. Mimo coraz gęstszej mgły, udaje się nam bezpiecznie dojechać do skrzyżowania lodowców Leschaux i Mer de Glace. Gdy śniegu jest więcej, można spokojnie zjechać do schodów prowadzących na Montenvers, a nawet do Chamonix.
Niestety, taki scenariusz możemy sobie tylko wyobrażać. Mamy natomiast slalom między wytopionymi kamieniami i długi spacer. Mimo to, było warto. Porządna tura z niełatwym podejściem, a na zjeździe dodatkowo trening z nawigacji…